W końcu na każdego przyjdzie pora, więc i mi się chyba nie upiecze organizacja wesela. Niestety, bo nie podoba mi się wizja wszystkich tych załatwień i zabaw na imprezie z rodziną, której w większości przypadków nie znam, a w najlepszym przypadku nie rozmawiałam przez kilka lat.
Ciągle się zastanawiam, czy robić przyjęcie weselne, czy to wszystko olać, a zwłaszcza, że w mojej rodzinie nie ma tak wielkiego ciśnienia na organizowanie hucznych wesel. Oczywiście, problemem jest jak zwykle teściowa, która nie wyobraża sobie tego, że jej jedyny syn nie wyprawi wesela na sto pięćdziesiąt osób i nie będzie mogła się na nim bawić, zwłaszcza, że nie przepuściła chyba żadnego wesela w rodzinie bliższej i dalszej... Narzeczony ma mniej więcej takie samo zdanie jak ja. I co? Mam robić imprezę specjalnie dla teściowej, bo jeśli nie to będzie nas terroryzować emocjonalnie? Przeraża mnie to, jak w takim razie będzie wyglądało nasze dalsze życie, czy to będzie trójkąt ja-mąż-teściowa? Czy to takie straszne, że nie lubię fałszowanej muzyki, chodzenia od stołu do stołu i rozmawiania z kimś, z kim niemal w ogóle nie rozmawiałam i mało tego, organizowania takim osobom całego przyjęcia? Do tego wszystkiego czeka mnie też zapewne słuchanie marudzenia narzeczonego, które będzie mniej więcej wyglądało jak wyżej, z tą różnicą, że umieszczone zostanie w czasie rzeczywistym i okraszone określeniami nieco bardziej wyrażającymi emocje chwili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz